Orędzie Fatimskie
nadzieją dla Polski

Posted on 22 Jan 2015 by Administrator

Mam na imię Marzena. Życiem na tej ziemi cieszę się już a może aż 53 lata. Mieszkam od urodzenia w Łodzi. Choć wiara moja ciągle jeszcze zbyt słaba, a ja otulona grzechami każdego dnia, chciałabym opowiedzieć o tym, jak Miłosierny Bóg w Trójcy Najświętszej wraz z Najdroższą moją Matką Bożą pomogli mi uniknąć tragedii.
W zeszłym roku tj. 2013 trafiłam do szpitala łódzkiego na chirurgię ogólną. Moja choroba była długotrwała i dokuczliwa, a do tego jeszcze bardzo krępująca.
Po przeprowadzonych badaniach trafiłam na stół operacyjny. Jeszcze będąc w domu modliłam się nieustannie, prosząc Pana Boga, by kierował rozsądkiem lekarza, który będzie mnie operował i ręką anestezjologa, który będzie mnie znieczulał. Bardzo się bałam, choć nie wiedziałam dokładnie czego i dlaczego. Ale strach paraliżował mnie całą. Teraz już wiem, że wielkie zagrożenie wisiało w tzw. „powietrzu”. Zostałam znieczulona w kręgosłup i tu pierwszy ból nie do udźwignięcia, zdążyłam krzyknąć „Jezu!”. Znieczulenie zaczęło działać bardzo szybko i nie czułam już żadnego bólu, tylko strach, że od pasa w dół nie ma mnie. Poprosiłam o „coś” do uśnięcia, lekarz odpowiedział, że oczywiście otrzymam. Nasenny lek nie podziałał, byłam przez cały czas przytomna. Nie czułam nic. Postanowiłam, że nie będę marnować czasu na przysłuchiwanie się rozmowom lekarzy. Zawładnęło mną wielkie pragnienie odmówienia „Koronki do Miłosierdzia Bożego”, choć do godz. 15:00 było jeszcze daleko. Ponieważ nie miałam różańca świętego, istniał niewidoczny w moim umyśle - wykorzystałam palce u rąk. I tak chyba spokojnie, choć emocje towarzyszyły, odmówiłam tę najpiękniejszą modlitwę, przez którą to Pan Bóg ratował moje zdrowie.

 

Gdy trafiłam z sali pooperacyjnej na ogólną, szpitalne koleżanki cieszyły się mówiąc – no to już po wszystkim. Ja również tak myślałam. Ale tragedia rozpoczęła się niebawem. Gdy ustąpiło znieczulenie, a trwało to wiele godzin, miałam jeszcze powiedziane: „Proszę leżeć płasko bez poruszania nawet głową przez ok. 18 godz., gdyż musi wyrównać się płyn rdzeniowy. Jeżeli pani nie zastosuje się, będą pani przez wiele miesięcy, a nawet lat towarzyszyły silne bóle głowy.” Jestem bardzo posłusznym i karnym pacjentem – zastosowałam się. Leżałam na plecach bez ruchu od godz. 13:00 jednego popołudnia do 6:00 rano następnego dnia. Rano zaczęłam odczuwać silny ból (kłujący) w okolicach lędźwi. Użalałam się do koleżanki leżącej obok. Myślałam, że to naturalne, przecież byłam w to miejsce ukłuta. Ale koleżanka, która była w ten sposób znieczulona, miała więc doświadczenie, zwróciła mi uwagę, że to nie jest naturalne i powinnam to zgłosić lekarzowi na „obchodzie”. Bałam się, znów niepokój i strach. Co się mogło zdarzyć? Najpierw do sali zajrzała pani pielęgniarka, podeszła do mojego łóżka i zaproponowała przebranie się z szaty operacyjnej w prywatną koszulę nocną. Gdy mnie przekręciła, powiedziała: „Ojej, czy to tak musi być?” Przebrała mnie. Myślałam, że odkleił się tylko opatrunek, ale nie…. Za chwilę przy łóżku oprócz niej był lekarz. Coś robili, b. krótko, przylepiono mi opatrunek i po sprawie. Nikt o niczym nie poinformował mnie. Wszyscy nabrali wody w usta. Na obchodzie przy moim łóżku dwóch lekarzy szeptało coś do siebie, koleżanka obok powiedziała: „Mam wrażenie, że mówili coś o pani”. A powiedzieli do siebie: „No co? My to opiszemy w raporcie porannym, a resztą niech zajmie się szef”. Ból po rozpruciu operacyjnym towarzyszył mi non stop przyjmowałam leki przeciwbólowe w kroplówkach i zastrzykach. Około południa postanowiłam wstać z łóżka i przejść do toalety. Było dobrze, nogi władne. Po dwóch dniach do mojego łóżka podszedł anestezjolog i poprosił mnie o rozmowę na korytarzu. Zgodziłam się. Pan doktor, starszy człowiek patrzył mi w oczy i drżącym głosem najpierw zapytał, jak się czuję. A potem przyznał się do błędu. Powiedział „Zostawiłem pani igłę w kręgosłupie, tkwiła tam ok. 17 godz. A pani na niej przez cały czas leżała. Nie wiem jak to mogło się zdarzyć? Mam 40 – letni staż pracy i nigdy podobne zdarzenie nie miało miejsca.” Podał mi rękę i ucałował dłoń. Odpowiedziałam, że nie mam żalu, bo wszystko jest w porządku. Proszę iść do swoich obowiązków i w spokoju pracować. Rozstaliśmy się. Gdy ochłonęłam, nie mogłam w to zdarzenie uwierzyć. Pomyślałam, co by było, gdybym nie pomodliła się i odpowiedź przyszła szybko – wózek inwalidzki. Później jeszcze wiele bólu i cierpienia towarzyszyło mi w związku z ową operacją. Ale czuję się dobrze, chodzę na własnych nogach, wróciłam do pracy.

I Tobie, Panie Boże, za to wszystko największe podziękowanie!

Do dnia dzisiejszego znajomi i rodzina mówią, że nieprawdopodobna przygoda mi się przytrafiła, ale miałam w całym tym nieszczęściu  - dużo szczęścia.

 

Tak dostałam to szczęście od Boga! – jestem tego absolutnie pewna. 

No tags added.